Wakacje,
słońce, lato, urlopy, wypoczynek, plany wyjazdowe, pakowanie, podróże,
zwiedzanie, leniuchowanie, plaża, drinki, wycieczki – co łączy te wszystkie
rzeczy? Jedno słowo – marzenie. Mam nadzieję, że waszym słowem łączącym to
wszystko będzie „realizacja”. Moje lato upłynie pod hasłem rutyna, praca, dom.
I jedyne na co mogę się zdobyć to pojeżdżenie palcem po mapie i przeglądanie
starych zdjęć. Wspomnienia to na szczęście taka fajna rzecz, której nikt i nic
nam nie odbierze. W związku z tym może dla tych, którzy jeszcze nie wiedza jak
wykorzystać piękne dni urlopowe, to kilka, dosłownie kilka miejsc, gdzie czas
zdaje się zatrzymywać, a pośpiech zgubimy gdzieś po drodze.
Pojedźmy nad Morze Karaibskie. Nie wiem, jak wy, ale
ja właśnie w myślach spakowałam walizkę – tak na tydzień, no może dwa i mam
zamiar zwiedzić kilka miejsc, godnych pozostania tam pare dni. Miejsc, gdzie
głównym źródłem utrzymania jest turystyka, no bo czystą głupotą byłoby nie
wykorzystać tak pięknych plaż. Istnieją tam dziesiątki restauracji, wiele hoteli, często naciąganych
atrakcji turystycznych, ogromnej ilości sklepików z pamiątkami (ale
niekoniecznie „made in China”!), niektóre kurorty z dużymi basenami,
a nawet przystaniami jachtowymi i cudnymi,
przepięknymi widokami, którymi nacieszyć można wzrok na całe życie! Gotowi? Spakowani?
Tu usiądźcie wygodnie, wsiadamy na statek np. w porcie w Miami i wypływamy.
Morze
Karaibskie położone na północ od Ameryki Południowej w geograficznym ujęciu to morze wchodzące w skład systemu oceanicznego Oceanu Atlantyckiego, które ograniczone jest od wschodu przez łuk wyspowy Antyli.
Zatrzymajmy się choć na kilka godzin na COZUMEL CAYMAN ISLAND,
gdzie woda jest tak błękitna, że nawet niebo w pełnym słońcu wydaje się być
blade. To mała meksykańska wyspa położona ok. 20 kilometrów na wschód od
wybrzeży Półwyspu Jukatan. Może i nie ma tu za dużo do
zwiedzania, ale uwierzcie – plaża wynagradza wszystko! A dla wybrednych, tych
którzy nie potrafią wysiedzieć długo na piasku, można podjechać autobusikiem,
bo oglądnąć zastygniętą lawę wulkaniczną! Te czarne kamienie w Diabelskiej
Dolinie warte są tych kilku dolarów jazdy w ciasnym busiku.
Nie
chcąc się spalić w pełnym słońcu proponuję wsiąść na nasz statek i rzucić
kotwicę w Hondurasie na wyspie ROATÁN, największej z archipelagu wysp Bahia.
Roatán leży w pobliżu największej rafy koralowej na Morzu Karaibskim, więc na specjalne życzenie
pasażerów statku kapitan może zrobić mały wyjątek i przepłyniemy najbliżej jak
tylko można.
Pamiętając, że
panuje tu klimat równikowy, czyli wilgotny o suchych
zimach, a średnia temperatura wynosi 28°C, bardzo proszę wszystkich o
nasmarowanie się kremem z wysokim filtrem i wygodne zajęcie jednego z hamaków
rozwieszonych na plaży.
Dla tych, którzy
nieco się spalili na słońcu, naszym następnym portem będzie BELIZE na półwyspie Jukatan, które początkowo (1500 p.n.e.-900
n.e.) zamieszkiwała cywilizacja Majów. Zobaczmy jak żyją ludzie. Tylko nie przestraszcie się –
tak, ubogo to mało powiedziane Bo co powiedzieć, jeśli sami rzucają się pod
koła autobusu tylko po to aby wymusić jakieś odszkodowanie, a niektóre ulice
maja wręcz przyczepione etykietki, że tu można zostać postrzelonym, a policja
nic z tym nawet nie zrobi – bo to dzień jak co dzień. Może warto kupić jakąś
pamiątkę, mając na uwadze, że jest to jedyne źródło utrzymania. Takie miejsca
to nic innego jak twarde lądowanie po bujaniu w obłokach na tych niebiańskich
plażach. To tak tylko w ramach uzmysłowienia, że nie zawsze jest tak kolorowo,
a słońce nie zawsze świeci bardziej tam gdzie nas nie ma. To co można tu
zobaczyć jest równie egzotyczne jak roślinność. Domy inne niż wszędzie indziej
– zbudowane tego, co znaleziono, okna zasłonięte przed upalnym słońcem – to
dziwna, ale równie warta zobaczenia architektura, jak nowoczesne wieżowce Hong
Kongu.
Po wielu walkach
kilku europejskich mocarstw, dopiero w 1980 roku Belize uzyskało
niepodległość od Wielkiej Brytanii.
Można tu spotkać
prawdziwy mix kultur Ameryki Środkowej, a potomkowie Majów w dalszym ciągu
stanowią 5,4%. Dlaczego w naszej wycieczce po Morzu Karaibskim zatrzymujemy się
tu? Odpowiedź jest prosta – XUNANTUNICH – starożytne tereny Majów na
archeologicznej zachodniej części Belize, w dzielnicy Cayp, blisko rzeki Mopan,
gdzie praktycznie żabi skok do granicy z Gwatemalą. Cywilizacja Majów
zostawiła tu niesamowite budowle i właśnie dla nich zeszliśmy na ląd w naszej
podróży. Musicie, po prostu musicie wdrapać się na jedną z piramid i docenić
zaawansowane budownictwo tej tajemniczej cywilizacji.
W nagrodę
zatrzymamy się jeszcze w jednym miejscu z meksykańską malowniczą plażą CANCÚN ,
gdzie również lepiej nie zapuszczać się w regiony wykraczające poza strefy
turystyczne. Ale jestem pewna, że zrobimy mały wyjątek. Wiedząc, jak Wam
spodoba się Xunantunich, najlepsze zachowałam na koniec - CHICHEN-ITZA! Tak –
jedziemy, koniecznie! Nazwa Chichén Itzá znaczy Źródła Ludu Itzá. Nazwa miasta
pochodzi od dwóch świętych zbiorników, przy których zostało ono założone
Zbiorniki te zwane cenote służyły od V wieku jako miejsce składania ofiar. Niskie konstrukcje/obiekty wznoszone z kamienia o
gładkich ścianach, El Castillo – świątynia Kukulkana
(Świątynia Zamek), Świątynia Wojowników (Templo de los Guerreros), grupa Tysiąca
Kolumn i Świątynia Jaguara i największe na terenach Mezoameryki boisko do gry w ullamalitzli. I zasady tej właśnie gry
zaskoczyły mnie najbardziej – wygrany w nagrodę mógł poświęcić swoje życie w
darze dla Bogów!!!! Tak, zabijano go. A gra nie była prosta – ciężką kule
trzeba było przerzucić przez ciasny otwór znajdujący się an wysokości kilku
metrów, przy tym walcząc z innymi. Hmm – taki początek koszykówki?
W 1988 stanowisko
archeologiczne w Chichén Itzá wpisano na listę światowego dziedzictwa UNESCO,
zaś 7 lipca 2007 obiekt został
ogłoszony jednym z siedmiu nowych cudów świata. Warto, warto
tam pojechać, a w nagrodę za wytrzymanie tak męczącej całodniowej podróży
poleżymy jeszcze na piaszczystych plażach Cancún, wykąpiemy się w
krystalicznych nagrzanych w pełnym słońcu morzu, a wieczorem, tuż przed wypłynięciem
w drogę powrotną, poobserwujemy ogromne żółwie składające jaja na nagrzanych
piaskach.
Koniec
podróży, trzeba wstać z fotela i zaparzyć nowej herbaty, bo ta którą mieliśmy
na pewno już wystygła. Nasza krótka wycieczka po Morzu Karaibskim dobiegła
końca. Czas wrócić do rzeczywistości – i nie, nie szarej rzeczywistości. To po
prostu wspomnienia są przekolorowane, ale cóż – przecież nic w tym złego. A wy
co najlepiej wspominacie? W jakie egzotyczne miejsce najchętniej byście
wrócili, chociażby palcem po mapie.