wtorek, 8 lipca 2014

PALCEM PO MAPIE



Wakacje, słońce, lato, urlopy, wypoczynek, plany wyjazdowe, pakowanie, podróże, zwiedzanie, leniuchowanie, plaża, drinki, wycieczki – co łączy te wszystkie rzeczy? Jedno słowo – marzenie. Mam nadzieję, że waszym słowem łączącym to wszystko będzie „realizacja”. Moje lato upłynie pod hasłem rutyna, praca, dom. I jedyne na co mogę się zdobyć to pojeżdżenie palcem po mapie i przeglądanie starych zdjęć. Wspomnienia to na szczęście taka fajna rzecz, której nikt i nic nam nie odbierze. W związku z tym może dla tych, którzy jeszcze nie wiedza jak wykorzystać piękne dni urlopowe, to kilka, dosłownie kilka miejsc, gdzie czas zdaje się zatrzymywać, a pośpiech zgubimy gdzieś po drodze.
Pojedźmy nad Morze Karaibskie. Nie wiem, jak wy, ale ja właśnie w myślach spakowałam walizkę – tak na tydzień, no może dwa i mam zamiar zwiedzić kilka miejsc, godnych pozostania tam pare dni. Miejsc, gdzie głównym źródłem utrzymania jest turystyka, no bo czystą głupotą byłoby nie wykorzystać tak pięknych plaż. Istnieją tam dziesiątki restauracji, wiele hoteli, często naciąganych atrakcji turystycznych, ogromnej ilości sklepików z pamiątkami (ale niekoniecznie „made in China”!), niektóre kurorty z dużymi basenami, a nawet przystaniami jachtowymi i cudnymi, przepięknymi widokami, którymi nacieszyć można wzrok na całe życie! Gotowi? Spakowani? Tu usiądźcie wygodnie, wsiadamy na statek np. w porcie w Miami i wypływamy.
Morze Karaibskie położone na północ od Ameryki Południowej w geograficznym ujęciu to morze wchodzące w skład systemu oceanicznego Oceanu Atlantyckiego, które ograniczone jest od wschodu przez łuk wyspowy Antyli. Zatrzymajmy się choć na kilka godzin na COZUMEL CAYMAN ISLAND, gdzie woda jest tak błękitna, że nawet niebo w pełnym słońcu wydaje się być blade. To mała meksykańska wyspa położona ok. 20 kilometrów na wschód od wybrzeży Półwyspu Jukatan. Może i nie ma tu za dużo do zwiedzania, ale uwierzcie – plaża wynagradza wszystko! A dla wybrednych, tych którzy nie potrafią wysiedzieć długo na piasku, można podjechać autobusikiem, bo oglądnąć zastygniętą lawę wulkaniczną! Te czarne kamienie w Diabelskiej Dolinie warte są tych kilku dolarów jazdy w ciasnym busiku.
Nie chcąc się spalić w pełnym słońcu proponuję wsiąść na nasz statek i rzucić kotwicę w Hondurasie na wyspie ROATÁN, największej z archipelagu wysp Bahia. Roatán leży w pobliżu największej rafy koralowej na Morzu Karaibskim, więc na specjalne życzenie pasażerów statku kapitan może zrobić mały wyjątek i przepłyniemy najbliżej jak tylko można.
Pamiętając, że panuje tu klimat równikowy, czyli wilgotny o suchych zimach, a średnia temperatura wynosi 28°C, bardzo proszę wszystkich o nasmarowanie się kremem z wysokim filtrem i wygodne zajęcie jednego z hamaków rozwieszonych na plaży.


Dla tych, którzy nieco się spalili na słońcu, naszym następnym portem będzie BELIZE na półwyspie Jukatan, które początkowo (1500 p.n.e.-900 n.e.) zamieszkiwała cywilizacja Majów. Zobaczmy jak żyją ludzie. Tylko nie przestraszcie się – tak, ubogo to mało powiedziane Bo co powiedzieć, jeśli sami rzucają się pod koła autobusu tylko po to aby wymusić jakieś odszkodowanie, a niektóre ulice maja wręcz przyczepione etykietki, że tu można zostać postrzelonym, a policja nic z tym nawet nie zrobi – bo to dzień jak co dzień. Może warto kupić jakąś pamiątkę, mając na uwadze, że jest to jedyne źródło utrzymania. Takie miejsca to nic innego jak twarde lądowanie po bujaniu w obłokach na tych niebiańskich plażach. To tak tylko w ramach uzmysłowienia, że nie zawsze jest tak kolorowo, a słońce nie zawsze świeci bardziej tam gdzie nas nie ma. To co można tu zobaczyć jest równie egzotyczne jak roślinność. Domy inne niż wszędzie indziej – zbudowane tego, co znaleziono, okna zasłonięte przed upalnym słońcem – to dziwna, ale równie warta zobaczenia architektura, jak nowoczesne wieżowce Hong Kongu.
Po wielu walkach kilku europejskich mocarstw, dopiero w 1980 roku Belize uzyskało niepodległość od Wielkiej Brytanii.
Można tu spotkać prawdziwy mix kultur Ameryki Środkowej, a potomkowie Majów w dalszym ciągu stanowią 5,4%. Dlaczego w naszej wycieczce po Morzu Karaibskim zatrzymujemy się tu? Odpowiedź jest prosta – XUNANTUNICH – starożytne tereny Majów na archeologicznej zachodniej części Belize, w dzielnicy Cayp, blisko rzeki Mopan, gdzie praktycznie żabi skok do granicy z Gwatemalą. Cywilizacja Majów zostawiła tu niesamowite budowle i właśnie dla nich zeszliśmy na ląd w naszej podróży. Musicie, po prostu musicie wdrapać się na jedną z piramid i docenić zaawansowane budownictwo tej tajemniczej cywilizacji.

W nagrodę zatrzymamy się jeszcze w jednym miejscu z meksykańską malowniczą plażą CANCÚN , gdzie również lepiej nie zapuszczać się w regiony wykraczające poza strefy turystyczne. Ale jestem pewna, że zrobimy mały wyjątek. Wiedząc, jak Wam spodoba się Xunantunich, najlepsze zachowałam na koniec - CHICHEN-ITZA! Tak – jedziemy, koniecznie! Nazwa Chichén Itzá znaczy Źródła Ludu Itzá. Nazwa miasta pochodzi od dwóch świętych zbiorników, przy których zostało ono założone Zbiorniki te zwane cenote służyły od V wieku jako miejsce składania ofiar. Niskie konstrukcje/obiekty wznoszone z kamienia o gładkich ścianach, El Castillo – świątynia Kukulkana (Świątynia Zamek), Świątynia Wojowników (Templo de los Guerreros), grupa Tysiąca Kolumn i Świątynia Jaguara i największe na terenach Mezoameryki boisko do gry w ullamalitzli. I zasady tej właśnie gry zaskoczyły mnie najbardziej – wygrany w nagrodę mógł poświęcić swoje życie w darze dla Bogów!!!! Tak, zabijano go. A gra nie była prosta – ciężką kule trzeba było przerzucić przez ciasny otwór znajdujący się an wysokości kilku metrów, przy tym walcząc z innymi. Hmm – taki początek koszykówki?
W 1988 stanowisko archeologiczne w Chichén Itzá wpisano na listę światowego dziedzictwa UNESCO, zaś 7 lipca 2007  obiekt został ogłoszony jednym z siedmiu nowych cudów świata. Warto, warto tam pojechać, a w nagrodę za wytrzymanie tak męczącej całodniowej podróży poleżymy jeszcze na piaszczystych plażach Cancún, wykąpiemy się w krystalicznych nagrzanych w pełnym słońcu morzu, a wieczorem, tuż przed wypłynięciem w drogę powrotną, poobserwujemy ogromne żółwie składające jaja na nagrzanych piaskach.


Koniec podróży, trzeba wstać z fotela i zaparzyć nowej herbaty, bo ta którą mieliśmy na pewno już wystygła. Nasza krótka wycieczka po Morzu Karaibskim dobiegła końca. Czas wrócić do rzeczywistości – i nie, nie szarej rzeczywistości. To po prostu wspomnienia są przekolorowane, ale cóż – przecież nic w tym złego. A wy co najlepiej wspominacie? W jakie egzotyczne miejsce najchętniej byście wrócili, chociażby palcem po mapie.

1 komentarz:

  1. Na Karaiby to ja tez bym się chętnie wybrała :)
    I nie koniecznie tylko palcem po mapie!

    OdpowiedzUsuń